Quantcast
Channel: Przegląd myśli – Blog Bustera
Viewing all articles
Browse latest Browse all 29

Jak (prawie) dopadło mnie ISIS

$
0
0

Poniższy tekst jest możliwie najdokładniejszym odzwierciedleniem mojego niedawnego snu, koszmarnej nocnej mary, po której doświadczeniu obudziłem się z krzykiem, desperacko walcząc o odzyskanie normalnego oddechu. Tak się właśnie kończy oglądanie filmów, zamieszczanych na amerykańskich serwisach „dla ludzi o mocnych nerwach”. Post bardzo dla mnie ważny, więc tym bardziej boleję nad faktem, iż w dniu wczorajszym popełnił on (tak, właśnie on!) falstart i opublikował się (sam) w niepełnej wersji. Zachęcam do lektury; a książka się pisze (również sama), jakby ktoś był ciekaw.

Scena 1

Irak, zwrotnikowe tereny półpustynne. Co ja tutaj robię, na Boga Ojca Przedwiecznego?! Nie od dziś wiadomo, że te obszary znajdują się poza Jego jurysdykcją, tudzież opieką. Tutaj w powietrzu króluje tajemniczy Allah, a na wysuszonej palącym słońcem jałowej ziemi szaleją dzikie hordy jego źle pojętych wyznawców, którzy bez chwili wahania urżną głowę każdemu o innych zapatrywaniach religijnych (tych nazywają niewiernymi), w dalszej kolejności dekapitacji chętnie poddadzą rodaka-muzułmanina należącego do innego szczepu plemiennego, a już z zupełnego braku wyżej wymienionych, dla czystej rozrywki, zdejmą ciężar z barków losowo wybranego kamrata ze swojego własnego obozu.

Powtórzę się: co ja tutaj robię, do stu tysięcy kartaczy?! Znajduję się na drugim piętrze budowli ulepionej z gliny i odchodów bydlęcych, kwadratowej w formie i pozbawionej okien w rozumieniu klasycznym. Światło dnia wpada do pomieszczenia poprzez dziurę w ścianie. Wygląda na to, że uczestniczę w jakimś spotkaniu. Wokół mnie przebywa kilka osób i są to ludzie kulturalni, przyjaźnie nastawieni i w tym momencie żywo debatujący nad jakąś ważną kwestią. Wszyscy wyglądają na Europejczyków. No więc… co my tutaj robimy?! Wstaję od prowizorycznego stołu i, pchany instynktem oraz przeczuciem, podchodzę do jeszcze bardziej prowizorycznego okna. Czuję głęboki niepokój. Coś się za moment wydarzy, coś przerażającego…

Spoglądam. Pustynia, jak okiem sięgnął. Wtem na horyzoncie zauważam coś niezwykłego. Pięć balonów podróżnych, z koszami, startuje ku niebu. Wszystkie są czerwone. To znak, wiem o tym aż za dobrze…

Maszerują, dranie. Na przedzie nieodłączny poczet sztandarowy, czarna flaga powiewająca na wietrze równie gorącym jak samo piekło, które rychło zamierzają nam zgotować. Stoję niczym w betonowych butach, a oni są coraz bliżej.

Trzech zamaskowanych oprawców łapie jednego z moich niedawnych kompanów, wysokiego gościa o szlachetnych rysach twarzy, po czym ten najbardziej krępy z nich zaczyna dydolić mu szyję maczetą. Krew tryska na wszystkie strony, zaś krzyki dobiegające z wnętrza prymitywnej budowli jasno wskazują, że dzikusy dopadły już pozostałych.

Spierdzielam co sił w nogach i w tym momencie budzę się, zlany potem. Natychmiast zasypiam ponownie.

Scena 2

Willa prezydencka. Znów znajduję się pośród ludzi, których nie znam, ale łączy nas jakaś nieodgadniona wspólna sprawa. Nauczony doświadczeniem wyglądam przez okno. Zielone łąki aż po widnokrąg cieszą oko Warszawiaka, gdzieś tam nieopodal przeleciał barwny motylek. Sielanka… tylko dlaczego znowu czuję ten sam niepokój? Wiadomo dlaczego. Nagle soczysta trawa wypełnia się krwistoczerwonymi makami, wzrastają mi w oczach, niczym grzyby po deszczu, tylko znacznie szybciej. Ja już wiem…

Nadciąga, przerażający kalifat. Znów ten sam pochód, tylko o wiele bardziej zmasowany. Mają samochody, mają wyrzutnie rakiet. Kędzierzawe czarne fryzury wystające gdzieniegdzie spod kominiarek, dzikie spojrzenia i przemożna chęć ślepego zabijania. A przy tym jakieś nieodgadnione, starożytne dostojeństwo.

Moi współtowarzysze w tej ostatecznej niedoli próbują się bronić. W ruch idą karabiny maszynowe, jednak przewaga straszliwego wroga jest zatrważająca. Białe, nieomal sterylne dotąd mury willi zaczynają znaczyć pierwsze strugi krwi. Ten dostał w brzuch, innego postrzelono w rękę, kolejnego w bark. Padają jak muchy, a głowy lecą, z bestialską pasją odcinane przy pomocy wszystkiego, co mniej więcej ostre i metaliczne. Uciekaj Buster, uciekaj!

Scena 3

Przebywam w doskonale znanym mi domu na polskiej wsi, domu, który ongiś przyniósł mojej osobie sporo radości i jeszcze więcej rozczarowań, przybytku marzeń spełnionych i niespełnionych, miejscu, do którego nigdy już nie powrócę, chyba że we śnie, co też właśnie się dzieje i wcale dobrze się nie zapowiada, co akurat wcale mnie nie dziwi.

Stoję w pokoju gościnnym, na parterze, i wyglądam przez okno. Wszędzie dookoła dojrzałe łany zbóż, jest chyba sierpień i lada dzień powinny rozpocząć się żniwa. Jakże zawsze lubiłem ten czas, kiedy do woli można się było wyżyć fizycznie w polu i w obejściu, z pasją prowadzić i obsługiwać maszyny. Właśnie, maszyny… pamiętacie ten dreszcz i niepokój? Ja znowu je czuję. Nie odrywam wzroku od dwóch hektarów złocistej pszenicy przede mną i co dostrzegam? Trzy maszyny rolnicze: kombajn zbożowy i dwa wielkie traktory u jego boków, wszystkie czerwone. Jadą teraz prosto na mnie, nie bacząc na niszczejące pod ich ciężkimi kołami święte zarzewie chleba. Tak, to znowu oni. ISIS w pełnej krasie nadciąga od prawej strony bocznej drogi, mając świadomość swojej siły, nie spieszą się, co tylko potęguje narastające we mnie uczucie paraliżującego strachu. Nie czas stać jednak jak pomnik Breżniewa.

Impetem muskularnej ręki wyrywam drzwi z zawiasów i wybiegam z budynku, starym zwyczajem potykając się o szpaler bezładnie ustawionych na schodach kaloszy i wątpliwej świeżości innego obuwia, którego żaden szanujący się mieszczuch nie wzułby na swoje wypieszczone stopy, choćby sowicie mu dopłacano. Przed wypieprzeniem się prosto na mordę ratuje mnie tylko szaleńczy imperatyw natychmiastowej ucieczki. W te pędy przelatuję przez podwórze, kątem oka dostrzegając przerażające siły wroga u bram. Jestem już w sadzie. Schować się, czy może uciekać dalej, przez pola, prosto do Warszawy? Wybieram drugą opcję. Pomimo że biegacz ze mnie nieudolny i niechętny, Irena Szewińska nie miałaby w tym momencie nic do powiedzenia. Czując na plecach smrodliwy oddech żądnych mojej krwi ludzi nieznających szczoteczek do zębów, dobiegam do końca sadu. Otwieram wrota prowadzące na pole. Za polem są dalej sady, może tam uda mi się schować i chwilę odpocząć. Barbarzyńcy nadjeżdżają motorami, nadbiegają psy gończe. Muszę uciekać. Budzę się.

Doskonale wiem, że nigdy im nie ucieknę. Nie, nie tym cholernym kozojebom z Państwa Islamskiego – czyli groteskowemu wytworowi, mającemu za zadanie zabezpieczać interesy potentatów naftowych. Nigdy nie ucieknę przed swoimi prywatnymi demonami, które już zawsze będą siedzieć, gdzieś tam z tyłu głowy, i co jakiś czas wyskakiwać, przybierając zupełnie rozmaite, niekiedy całkowicie abstrakcyjne postaci. Szczęśliwy ten, kto takowych złych duchów nie posiada, przy czym sądzę, niestety, że większość z nas targa za sobą bagaż przeżyć z gatunku „utopić je w studni zapomnienia” (nigdy w alkoholu!) i na co dzień bądź od święta podejmuje z nimi nierówną walkę. Bo jak tu wygrać ze wspomnieniami? Trzeba je zaakceptować i żyć dalej, z jako takim optymizmem patrząc w przyszłość. Po prostu. Innej rady nie ma.


Viewing all articles
Browse latest Browse all 29

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra