Nie, olałem je dokumentnie, i to bynajmniej nie moczem.
Nie popadając w zbytnią ostentację i wulgarność powiem tylko, że w minioną niedzielę realizowałem całą masę, rzeszę barwną paletę spraw z gatunku tych przyjemnych, można by rzec – pobudzających duszę i ciało, toteż wypełnienie obywatelskiego obowiązku, zwanego dalej „desperackim kaprysem opasłego buca” jawiło się równie istotnym, jak obejrzenie nowego odcinka „Z kamerą u Kardashianów”.
Jak niejednokrotnie już na łamach bloga podkreślałem, jestem zwierzęciem niezwykle przekornym. Gdy ktoś mi coś nakazuje, czegoś ode mnie wymaga, nie dając nic, bądź prawie nic w zamian i nie zachowując przy tym stosownych standardów przyzwoitości, ja automatycznie staję okoniem. Określenie to nie jest od czapy, wędkarze doskonale wiedzą, ile trudu kosztuje wyholowanie dorodnego okonia, a gdy już ta karkołomna sztuka się uda, przy nieumiejętnym postępowaniu z w/w rybą można boleśnie pokłuć się kolcami jej płetw, nie wspominając nawet o prawdziwej gehennie przy skrobaniu łusek „garbatego”. Jednocześnie okoń jest w moim mniemaniu najsmaczniejszym stworzeniem słodkowodnym, ale to już tylko i wyłącznie luźna dygresja, tak samo jak fakt, że osobiście wolę złowić jednego wypasionego pasiaka (sic!) niż dziesięć półmetrowych szczupaków.
Genezę rozpisania tego referendum wszyscy doskonale znamy, i (niemal) wszyscy jednogłośnie potępiamy, podobnie, jak ma to miejsce z całokształtem pożal się Boże rządów byłego, za przeproszeniem prezydenta. Trudno o większego, a przy tym bardziej niezdarnego szkodnika na te trudne czasy triumfu nieprawidłowo zagnieżdżonego kapitalizmu.
Jestem dumny z polskiego narodu
Po raz chyba pierwszy w życiu, że tak zgodnie zbojkotował ten „desperacki kaprys opasłego (za nasze) buca”. O ile wciąż zlęknieni i stłamszeni uczymy się, i długo będziemy się jeszcze uczyć, jak nie dawać pluć sobie w twarz szefom-wyzyskiwaczom, jak ustawiać rynek pod siebie (przecież, kuźwa, po to on właśnie jest!), tak chyba wreszcie potrafimy pokazać obłudnym politykom czerwoną kartkę.
– Ach, Buster, tobie to łatwo tak mówić… dzieci ci nie płaczą w pokoju wynajmowanej kawalerki, komornik nie zagląda do dupy, natomiast dziewczyny aż piszczą, abyś je zaczarował swoją słynną różdżką – rzeknie niby rezolutnie jakaś szykowna niewiasta.
A ja w mig odpowiem: – Szykowna niewiasto, z niejednego pieca chleb już jadłem, z niejednego kufla (chrzczone) piwo piłem, na niejednym chamie-skurwysynie się w życiu przejechałem, zdarzało mi się pracować w warunkach na tyle wyczerpujących, że po takim dniu seks z ówczesną ukochaną jawił się równie osiągalnym jak objęcie dowództwa nad Koreą Północną. A i złych kobiet zgromadziłem całe naręcza. Wszystko to już dawno temu spaliłem na stosie zapomnienia, zaś wyciągnięte nauki i wnioski zaprocentowały umiejętnością odsiewania ziarna od plew, dzięki czemu obecnie przejeżdżam się na ludziach znacznie mniej boleśnie, bo z zakodowanymi świadomością i wiedzą, czego mogę się po nich spodziewać. Nie zakładam nigdy najczarniejszych scenariuszy już z góry, ale i młodzieńczej naiwności onegdaj bezpowrotnie pomachałem na pożegnanie.
Czego i Wam z całego serca życzę.